niedziela, 5 stycznia 2014

Spontaniczny sylwester i pierwsze fajerwerki miśowego stwora

Polacy jak chodzi o sylwestra dzielą się na dwie frakcje.
Jedna wychodzi gdzieś na imprezę sylwestrową,
druga siedzi w domu przed telewizorem.
Różyccy mieli w tym roku należeć do tych drugich.
Nie wyszło.
Wszystko zaczęło się przed południem 31 grudnia,
kiedy Różycki odebrał telefon.
Dzwonił czerwony m&m z propozycją zorganizowania imprezy
sylwestrowej u Różyckich.
Różyccy nie wiele myśląc zgodzili się.
Uzupełnili zapasy na imprezę, 
a Różycki zrobił bułeczki nadziewane salami, serem i wędlinką.
Do imprezy dołączył czwartek Różycki
(Pamiętacie bajkę o siedmiu dniach tygodnia?
Środa, sobota, niedziela to dziewczynki.
Poniedziałek, wtorek, czwartek i piątek to chłopcy.
   Nie trzeba wyjaśniać że najstarszy jest poniedziałek,
a najmłodsza niedziela.) z koleżanką.
Zabawa była tak przednia że skończyła się przed ósmą. 
   
***

A co tyczy się miśiowego stwora,
to obudziła się z drzemki koło 20:00 
i wytrzymała do północy.
Fajerwerki oglądała w wielkim skupieniu,
śledząc całe niebo z ramion taty lub mamy.
Po powrocie do domu zasnęła.

Muszę napomnieć że Różycy mieli w planie 
pokazanie fajerwerków miśiowemu stworowi.
Ucieszyli się ogromnie że się udało
(miśiowy stwór ubóstwia światełka pod każdą postacią).

Dumni są Różycy z miśowego stwora że taka mała,
a tak długo wysiedziała.
(I w tym momencie chce sprostować żeby nikt
się nie burzył że Różyccy okropni bo swe dziecko katują.
Więc oświadczam wszem i wobec że gdyby miśowy stwór
zasnął wcześniej rodzice by jej nie budzili i dali jej spać).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz